Na oczach nas wszystkich rozgrywają się ostatnio dziwnie inspirowane spektakle uliczne zdecydowanej mniejszości, obciążonej bagażem defektów genetycznych, kulturowych i wychowawczych. Demonstrują na ulicy, przy pełnym poparciu lewicy i liberałów. Co najmniej dziwny zbieg okoliczności. Przegrane wybory parlamentarne i prezydenckie wygenerowały dodatkową formę walki z Prawem i Sprawiedliwością. Lewacy i liberałowie za wszelką cenę chciały i nadal chcą chcą pokazać wszem i wobec, że sprawowanie władzy przez prawicową opcję polityczną stoi w sprzeczności ze standardami uznawanymi w ,,oświeconej” i ,,postępowej” Unii Europejskiej. Niewątpliwie oczekują stosownych reakcji ,,elit politycznych” tego uwielbianego europejskiego kołchozu. Jakie to mają być reakcje? Oczywiście negatywne, piętnujące, potępiające, ostrzegające, a w perspektywie czasu jeszcze dalej idące. Precedensy takie miały już miejsce, więc dlaczego z nich nie skorzystać. Rocco Buttiglione, kandydat włoski na stanowisko szefa Komisji Europejskiej, za swój niekłamany stosunek do gejów i lesbijek, stracił swe niewątpliwe walory w oczach europejskich jurorów, kładąc na szali normalności i przyzwoitości szansę na awans w swej karierze politycznej. Inny przykład dotyczył Wolnościowej Partii Austrii Jörga Haidera. Reakcja UE na suwerenną decyzję Austriaków pokazała jak w jej ramach funkcjonują zasady demokracji. Terminem tym operuje się w sposób całkowicie dowolny, manipulując nim w zależności od okoliczności i potrzeb. Demonstrujący homoseksualiści ten fakt również uwzględnili na swych transparentach, domagając się ,, reanimacji demokracji”, tak jakby demokracja polegała na obowiązku eksponowania i promowania zachowań, postaw, nawyków wykraczających nawet poza standardy świata zwierzęcego. Hasło reanimowania demokracji, jest stwierdzeniem na czasie, albowiem ostatnio łatwo zaobserwować parcie lewaków i liberałów w kierunku rozwiązań bolszewickich. Obecny układ polityczny ułożył demokrację do snu, i muszą się zjawić nowe siły, które potrafią ją obudzić. Socjotechnika ukazuje się nam jako sprawdzone narzędzie do ogłupiania ludzi i narodów. Te moje dywagacje nie są pozbawione podstaw. Wygranie w 2005 r. wyborów przez PiS , wielce zaniepokoiła Brukselę. Upatrywała w tym wydarzeniu zapowiedzi ,, wojny kulturowej w sercu Europy”. Okazuje się więc, że Polska ma do zaoferowania Europie takie wartości kulturowe, których nieopatrznie wyzbyły się cywilizacje Europy Zachodniej. Sugestywne i nie osamotnione sygnały ostrzegawcze wysłał brukselski liberalny ,,Le Soir” w związku z ,,paradą równości” w Poznaniu. W lipcu ubiegłego roku ulicami Warszawy przeszła parada osób, które ze swych zboczeń lub akceptacji dla nich uczyniły życiowe motto. Hucpa ta nazywa się „EuroPride” ( EuroDuma) i jest organizowana corocznie w jednym z miast europejskich. Tym razem padło na stolicę naszego kraju. W paradzie wzięło udział ok.6 tysięcy uczestników, w tym duża część obcokrajowców. W tej hucpie zaprezentowała się grupka lewicowych polityków. Można było też tam ujrzeć wypacykowanego zastępcę redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej” Piotra Pacewicza, przebranego w sukienkę,korale i perukę. Płynął biedak na fali poprawności politycznej,postępu i jedynie słusznej ortodoksji liberalnej. Krucjata przeciw Polsce nabiera stopniowo na sile. Zdrowo myślący człowiek zadaje sobie pytanie: dlaczego w tym niby cywilizowanym świecie tyle zatroskania o eskalację zła, kłamstwa, brzydoty i perwersji? Jeśli to ma stanowić o kulturze, to wojna kulturowa jest nieunikniona. Gdyby tenże ,,Le Soir” wyraził zatroskanie o tę część społeczeństwa która codziennie grzebie w śmietnikach, myślę, że byłby to ludzki odruch ze wszech miar godzien uznania. Tego nie uczynił i przypuszczam nigdy nie uczyni, albowiem w tym obszarze nie lokują się żadne interesy i dalekosiężne cele europejskich socjal-liberałów.
Na szczęście dobiega końca kadencja obecnych władz. Musimy się zmobilizować tak w zapewnieniu frekwencji przy urnach wyborczych, jak i nadzoru nad prawidłowością procedur związanych z wyborami. Stanowić to będzie condicio sine qua non umożliwiający odzyskanie Polski dla Polaków.