Jeszcze przed wyborami parlamentarnymi w 2005 roku, środki masowego przekazu utwierdzały Polaków w przekonaniu, że mariaż PO z PiS jest tylko kwestią czasu. Małżeństwo to otrzymało nazwę POPIS, z czego narodzić się miała koalicja sprawująca władzę w Rzeczpospolitej. Według wszelkich opinii i sondaży, głową tejże rodziny miała zostać PO. W wyborach parlamentarnych brały udział rynki finansowe, środki masowego przekazu będące w rękach kapitału zagranicznego, a także o zgrozo TV publiczna, które zdecydowanie i bez żadnych ogródek promowały i nobilitowały Platformę Obywatelską. I oto stało się to, czego nie przewidziały najbardziej światli politycy, dziennikarze, socjolodzy, psycholodzy, et cetera. Wybory parlamentarne wygrywa PiS, co mocno zirytowało PO. W wyborach prezydenckich irytacja przerodziła się w walkę, podczas której kandydat PO zastosował środki wykraczające poza ramy fair play, doznając również na tym polu dotkliwej porażki. Porażka stała się tym bardziej bolesna , albowiem kandydat PO był niemalże pewnym faworytem ośrodków badania opinii społecznej, telewizji, radia, prasy i wszelkiej maści ,,ekspertów” politycznych. W tym stanie rzeczy tworzenie koalicji przybrało obrót do złudzenia przypominający bóle porodowe, które naturalnie ustały, bowiem ciąża okazała się na szczęście urojoną. Zamiast małżeńskiego POPiS-u, staliśmy się świadkami gasnących uczuć i rosnących animozji. Dla bacznych i obiektywnych obserwatorów sceny politycznej scenariusz taki nie jest żadnym zaskoczeniem. Różnice programowe obu tych partii są na tyle rozbieżne, że trudno byłoby oczekiwać efektywnych rozwiązań kompromisowych. Istnieją bowiem stanowiska, poglądy, przekonania, decyzje co do których nie sposób jest wypracować racjonalny kompromis. Najczęściej na siłę osiągnięty kompromis jest skazany raczej na śmieszność i kompromitację. Jeśli żona chce kupić telewizor a mąż jest temu przeciwny, to kupienie połowy telewizora jest absurdem narażającym małżeństwo jedynie na koszt, bez jakiegokolwiek efektu. Dobrze więc się stało, że tak się stało. Rząd stworzony przez PiS wkroczył na obszar obejmowany po 16-tu latach działań poprzednich ekip rządzących, silnie zaminowany i najeżony gęstą siecią zasiek. Uporządkowanie tego obszaru stało się sprawą niezwykle trudną i bardzo niebezpieczną. Część społeczeństwa, szczególnie ta sarkastycznie nastawiona do polityki PiS, oraz politycy opozycji parlamentarnej czynili wszystko, aby odrodzona IV Rzeczpospolita nigdy nie powstała. I tak się stało. Zawarta po wyborach koalicja z Samoobroną i Ligą Polskich Rodzin tworząc trójkąt małżeński nie wydała oczekiwanych efektów, bowiem zawarta została nie z miłości czy z rozsądku, ale z politycznej konieczności. Samoobrona i LPR generując postawę sprzeczną z linią polityczną Prawa i Sprawiedliwości spowodowały, że rozpoczęte reformy nie wydały oczekiwanych owoców. Trójkąt małżeński się rozpadł, a oczekiwane narodziny Polski stojącej prawem i sprawiedliwością stały się niemożliwe. W kolejnych wyborach parlamentarnych stroną zwycięską okazała się Platforma Obywatelska, która natychmiast swoje rządy skoncentrowała na brutalnej i oszczerczej walce politycznej z Prawem i Sprawiedliwością, zaniedbując całkowicie swe obowiązki wobec państwa i społeczeństwa. Państwo przestało funkcjonować, bowiem instytucje państwa powołane do realizacji konstytucyjnych i ustawowych obowiązków zamarły, pozorując jedynie swe istnienie w przestrzeni publicznej. Przerażenie ogarnia, gdy człowiek bliżej przyjrzy się działaniom wymiaru sprawiedliwości, instytucjom odpowiedzialnym za wpływy do budżetu państwa, stróżom ładu i porządku publicznego, Centralnego Biura Antykorupcyjnego, Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, polityce zagranicznej państwa, edukacji młodego pokolenia, funkcjonowaniu służby zdrowia et cetera. Niemoc państwa ujawniła się w całej okazałości. Zapaść finansów publicznych, zadłużenie zagraniczne, wzrastające bezrobocie, zubożenie społeczeństwa, afery, korupcja, ograniczenie wolności osobistej i wolności słowa, matactwa i kłamstwa w śledztwie dotyczącym tragedii smoleńskiej, to efekty rządów ekipy wyjątkowo zdolnych zbirów. Lęk przed możliwością przegrania wyborów i przyszłymi konsekwencjami wynikającymi z pozaprawnych decyzji i działań, generuje kolejne absurdalne posunięcia sprzeczne z logiką, przyzwoitością i obowiązującymi zasadami. Mamy więc państwo w zaawansowanym rozkładzie.
Dzisiejsza wizyta prezydenta USA w Polsce może wprowadzić rząd w zakłopotanie. Trzy tematy które mogą być przedmiotem rozmów nie są na rękę obecnej władzy. Są to: eksploatacja gazu łupkowego, bezpieczeństwo Polski, oraz katastrofa smoleńska. Wszystkie te zagadnienia nie stoją na drodze ocieplania stosunków z Rosją, o które rząd Donalda Tuska zabiega, nie licząc się z interesem Polski. Ciekaw więc jestem jakie to będą owoce tej wizyty. Oby stosunki bilateralne Polski i USA uległy poprawie, bowiem one winny być cieplejsze od tych z Rosją.
Nieszczęściem naszym jest sprostytuowane w znacznej części środowisko dziennikarskie. Typowy exemple, to Tomasz Lis. Swoją troskę wyraził w książce pt. „Co z tą Polską”. Sam tytuł świadczy o wątpliwej trosce. Czyżby pan Tomasz znał jakąś inną Polskę? Nie podoba się mu Polska w wizji Prawa i Sprawiedliwości. Podoba się natomiast to wszystko co wyczynia przez ostatnie lata obecny establishment. Insynuacje, konfabulacje, kłamstwa i półprawdy są w codziennym repertuarze tychże aktorów środków masowego dezinformowania. Serwilizm takich dziennikarzy których jest wyraźny nadmiar, wynika nie z troski o Polskę, lecz o swe partykularne interesy.
Donald Tusk rozpoczynał niczym prorok raju, a kończy jako apostoł piekła. Żadne złożone obietnice nie tylko nie zostały zrealizowane, ale stały się ich przeciwnością. Zapowiedź obniżenia podatków wygenerowała ich podwyżkę. Zapowiedź redukcji rozdmuchanego zatrudnienia w administracji o 10% doprowadziła do stworzenia nowych ciepłych posad. Powołał Bartosza Arłukowicza na stanowisko ministra d/s osób wykluczonych.Nie wiem jakie to wykluczone osoby miał premier na myśli. Wiem jedno- wykluczony został zamach w śledztwie katastrofy smoleńskiej.
Syndromem choroby tego rządu jest realizowane hasło: „tu i teraz”. Nie liczy się więc przeszłość i przyszłość Po nas choćby potop. Owsiakowe hasło „róbta co chceta i z kim chceta” stało się paradygmatem dla socjalistów i liberałów, anarchizujących państwo i demoralizujących społeczeństwo.
Czy tej destrukcji społeczeństwo postawi skuteczną tamę? Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na tak postawione pytanie. Wprawdzie widać, że społeczeństwo przebudziło się z letargu, ale czy po tak długo trwającym śnie zechce gremialnie uczestniczyć w akcie wyborczym, nie sposób wyrokować.